Tony Briggs: „Żużel zmienił się drastycznie”

Jednym z przedsezonowych obowiązków poznańskich „Skorpionów” przed rozpoczęciem 1. Ligi Żużlowej jest wymiana dmuchanych band okalających tor. Z tej okazji Golęcin odwiedził sam Tony Briggs – pomysłodawca i twórca dmuchanych band, które uratowały zdrowie i życie niejednego żużlowca. Nowozelandczyk jako wynalazca oraz specjalista w dziedzinie bezpieczeństwa na torze żużlowym, aktywnie nadzorował instalację band na naszym owalu. Przy tej okazji spotkaliśmy się z nim by chwilę porozmawiać.

 

 

Paweł Rakus: Tony, przede wszystkim wszystkiego najlepszego, jeśli się nie mylę, miałeś wczoraj urodziny. W imieniu wszystkich poznańskich kibiców żużla chciałbym Ci złożyć najserdeczniejsze życzenia.

 

Tony Briggs: Tak, rzeczywiście miałem wczoraj urodziny (uśmiech).  Bardzo dziękuję.

 

PR: Powiedz proszę jak Ci się podoba na Golęcinie? Jak ocenisz otoczenie i położenie stadionu?

 

TB: To jest piękne miejsce. Pamiętam jak przyjeżdżałem tu lata temu i z każdym powrotem jestem zszokowany jak tu ślicznie. Lokalizacja pośród lasów jest fantastyczna.

 

PR: Co sądzisz o naszym torze, jak byś go opisał?

 

TB: To bardzo dobry tor o dobrym kształcie. W poprzednich latach były częste problemy z nawierzchnią. Ale dziś wszyscy nad nią pracują, na czele z trenerem Tomaszem Bajerskim. W tym momencie trwają bardzo intensywne prace aby doprowadzić tor do porządku na przekór pogodzie. Trzymam kciuki za powodzenie i staram się pomóc bazując również na mojej wiedzy. Generalnie tor jest świetny, jeśli tylko nawierzchnia będzie dobrze przygotowana, możemy spodziewać się dobrego ścigania.

 

 

PR: Czy mógłbyś bliżej opisać proces instalacji band twojego autorstwa?

 

TB: Trzy tygodnie temu przyjechałem do Poznania aby porozmawiać z klubem oraz miastem i uzgodniliśmy detale instalacji band, normalnie ich montaż zajmuje około jednego dnia. Pierwszą rzeczą jest przygotowanie toru. Niestety, przez pogodę jego stan uniemożliwił realizację pierwotnych założeń. Dlatego staramy się jak możemy aby przygotować nawierzchnię pod montaż. Wiemy, że wszyscy już bardzo czekają aby wyjechać na tor i rozpocząć treningi. Mój zespół zajmuje się tym już od 20 lat i zna się na swojej pracy, mamy nadzieję, że z pomocą klubu prace zakończą się lada moment.

 

PR: Wróćmy na chwilę do przeszłości. Pomysł dmuchanych band powstał bezpośrednio po Twoim poważnym wypadku na torze. Czy mógłbyś opowiedzieć więcej o procesie powstawania Twojego wynalazku?

 

 

TB: W konsekwencji wypadku złamałem kark. Dwa i pół miesiąca byłem całkowicie sparaliżowany. W wyniku obrażeń rdzenia kręgowego niestety nigdy w pełni nie wyzdrowiałem. Mój ojciec jest bardzo dobrym znajomym prezesa Formuły 1 – Berniego Ecclestone’a, który sam jest wielkim fanem żużla. Bernie chciał urządzić zawody żużlowe pod dachem. Nawet podjęliśmy takie próby w Barcelonie, musieliśmy wtedy wymyślić  dodatkową mobilną ochronę dla zawodników, gdyż wielkie stadiony i obiekty wynajmuje się w takim przypadku na godziny. Potrzebowaliśmy konstrukcji, którą można szybko rozstawić i nadmuchać. W Australii istniał podstawowy system dmuchanych band i bardzo dobrze się sprawdzał, jednakże montaż był bardzo drogi i czasochłonny. Postanowiłem więc wynaleźć coś, co byłoby tańsze i bardziej przyjazne w użyciu. Coś, na co będą mogły pozwolić sobie finansowo wszystkie kluby. I to się udało z czego jestem najbardziej dumny. Każdy klub jest dzisiaj stać na dmuchane bandy.

 

 

 

PR: Dziś zajmujesz się nadzorem instalacji twojego wynalazku na torach. Jak wyglądają twoje obowiązki i podróże z tym związane?

 

TB: Zawsze staram się być przy pierwszej instalacji band, spotkać się z klubem i osobami funkcyjnymi i upewnić się, że wszystko jest w porządku. Utrzymanie band jest już potem w gestii klubu. Wszyscy mają mój numer telefonu i jestem w stanie służyć pomocą w każdym momencie.

 

PR: Jakie miasta ostatnio odwiedziłeś i jakie są twoje dalsze plany podróży?

 

TB: Kilka dni temu byłem w Gdańsku, potem w Rawiczu. Dziś pracujemy w Poznaniu, a za 3 dni zamierzam być w Lublinie.

 

PR: W sporcie żużlowym działasz od lat i widziałeś jak się zmienia. Jakie są według Ciebie najważniejsze zmiany, zarówno pod kątem bezpieczeństwa jak i charakterystyki tego sportu?

 

TB: Żużel zmienił się drastycznie, zwłaszcza jeśli chodzi o motocykle, mam na myśli głównie moment obrotowy. Prędkości na torze są podobne jak wcześniej, jednak wypadki wydają się być dziś bardziej poważne. Jednocześnie nacisk kładziony na bezpieczeństwo również się zwiększył. Kiedy na początku instalowaliśmy bandy, musieliśmy uzyskać ich certyfikację. To były tak zwane bandy typu A. Bardzo dobrze się sprawdziły i wszyscy ich używali. Potem zaprojektowałem kolejny typ bandy, typu A+. Ich pierwotnym przeznaczeniem był Long Track w Niemczech i wyścigi Harley Davidson w USA.

Podczas Drużynowego Pucharu Świata w Gnieźnie Jarek Hampel miał poważny wypadek, nie z jego winy. To był okropny wypadek, a w mojej opinii Jarek był wtedy w czołowej trójce na świecie. Niestety, bardzo poważnie złamał nogę. Wówczas pracowałem dla telewizji i miałem z nią umowę, że telewizja nie pokaże żadnej powtórki wypadku póki ja na to nie zezwolę i nie zdecyduję, że nie ma zagrożenia życia zawodnika. Byłem jednym z pierwszych, którzy dobiegli do Jarka i od razu sprawdziłem bandy. Wybuchły, ale były zainstalowane poprawnie. Po prostu uderzenie było zbyt silne. Po tym zdarzeniu spotkałem się z polską i szwedzką federacją. Powiedziałem : .,Słuchajcie, musi się coś zmienić. Czy możemy użyć band A+? Znacząco poprawimy tym bezpieczeństwo”. Obie federacje się zgodziły i od tego czasu poziom bezpieczeństwa wzrósł i nie widzimy tylu wypadków co kiedyś. Z tego się bardzo cieszę.

 

 

PR: Chciałbym również porozmawiać o przyszłości. Dokąd według Ciebie zmierza speedway, zwłaszcza pod kątem troski o bezpieczeństwo?

 

TB: Zrobiliśmy już bardzo duży krok w celu poprawy bezpieczeństwa. Teraz musimy być ostrożni aby nie wprowadzać do sportu ludzi, którzy go nie rozumieją. Często bywa, że do żużla garną się osoby, które są dobrze wyedukowane i przygotowane, ale nie pojmują istoty sportu żużlowego. Należy mieć pasję. Co do przyszłości- pracuję dla Discovery i widzę, że zrobili wiele wspaniałej pracy i inwestycji. Jeśli ich obietnice się spełnią, speedway czeka naprawde dobra przyszłość. Polska ekstraliga jest naprawdę wspaniała i świetnie prowadzona i może być przykładem dla innych lig.

 

 

 

PR: Wróćmy znów do przyszłości. Zająłęś 2 miejsce w Indywidualnych Mistrzostwach Świata Juniorów w Pocking w 1980 r. Jak to wspominasz?

 

TB: To był bardzo miły czas. Żałuję, że w stawce było tylko dwóch zawodników jeżdżących na Jawach. To byłem ja oraz Antonin Kasper, co było dla nas utrudnieniem. Moim największym rywalem był Tommy Knudsen. Finał rozgrywał się zaraz po opadach deszczu a ja nie byłem dobrym startowcem. Strata do Tommy’ego okazała się nie do odrobienia. To była nieco stracona szansa ale spędziłem tam wspaniały czas. Pamiętam żarty Erika Gundersena, który popisywał się ,jeżdżąc na jednym kole i mówiąc : ,, Zobaczcie, tak robił to Bruce Penhall”. Wspaniały czas młodych ludzi, ale wyścigi były twarde.

 

PR: W roku 1991 byłeś również zawodnikiem Wybrzeża Gdańsk. Jak wspominasz jazdę w Polsce w tamtym okresie? Miałeś wówczas bardzo dobrą średnią 2.240 na sezon.

 

TB: Mam bardzo dobre wspomnienia z tego okresu.  Wtedy dopiero co wróciłem do ścigania po długiej przerwie. Wybrałem Gdańsk ze względu na Zenona Plecha, to jeden z moich idoli, bardzo go ceniłem. Mieszkałem wówczas w Polsce przez 3 miesiące, wtedy w Gdańsku możliwości do jazdy były dużo lepsze niż w innych miejscach na świecie. Mogłem trenować kilka razy w tygodniu, dyrektor klubu zorganizował nam dodatkowo codzienny poranny trening na basenie. Miałem wtedy bardzo dobre wyniki. Niestety, po wypadku mój brak siły w rękach nie pozwolił na uprawianie sportu żużlowego. Speedway był zbyt fizyczny. Przerzuciłem się więc na Long Track ale po pewnym czasie zrezygnowałem również z niego i zająłem się prawdziwą pracą (śmiech).

 

 

PR: Przyczyniłeś się w bardzo dużej mierze do podniesienia bezpieczeństwa więc, ta decyzja okazała się bardzo słuszna.

 

TB: Mam taką nadzieję. Niestety nie ma weekendu bez poważnego wypadku. Zwykle po takim incydencie zawodnik nie pozbierałby się tak łatwo. Dziś jest to normą, że żużlowiec wstaje, otrzepuje się i kontynuuje jazdę.

 

PR: Czy czujesz satysfakcję  z takiego stanu rzeczy? To wszystko dzięki Tobie.

 

TB: Tak, bardzo. Podczas jednego z wyścigów serii Grand Prix w Vojens Fredrik Lindgren miał poważny wypadek. Gdyby nie dmuchane bandy, nie wiem czy byłby dzisiaj z nami. Natomiast najprzyjemniejszym momentem był dla mnie wyścig Grand Prix w Pradze. Od wielu lat byłem bardzo dobrym znajomym Grega Hancocka. Nagle w parku maszyn Greg do mnie podszedł , uściskał i wycałował. Śmiał się i powiedział : ,,Nigdy nie uderzyłem w bandę w mojej karierze. Ale w tym tygodniu ścigałem się w Częstochowie. Podczas jednego z biegów wjechałem w bandę na pełnym gazie zakleszczony z innym zawodnikiem. Po tym wypadku nie sądziłem, że będę dziś tutaj z Tobą. A jestem tylko poobijany i posiniaczony”.  Takie docenienie sprawia, że czujesz się wspaniale.

 

PR: Kończąc nasz wywiad i zmieniając temat: słyszałem, że interesujesz się piłką nożną. Śledzisz rozgrywki i masz swoją ulubioną drużynę?

 

TB: Lubię wszystkie sporty. Nie mam dużo czasu śledzić wszystkich wydarzeń, ale kibicowałem  Chelsea Londyn w piłce nożnej  oraz San Francisco 49ers  w futbolu amerykańskim.

 

PR: Tony dziękujemy za rozmowę i życzymy wszystkiego dobrego.

 

TB: Bardzo dziękuję. Pozdrawiam wszystkich.

 

 

Foto: Sandra Rejzner

 

 

Autor: Paweł Rakus