Jacek Dreczka: “Po zawodach wszyscy szli spotkać się z kibicami”

W naszym środowisku tej postaci nikomu nie trzeba przedstawiać. Lubiany i szanowany przez starą czy nową generację kibiców poznańskich „Skorpionów”. Spiker, który niesie trybuny po krzyknięciu Wu Te eS we Wrocławiu i Pe eS Żet w Poznaniu i sprawia, że każdy mecz jest o wiele bardziej barwny. W naszej rozmowie zapytaliśmy Jacka Dreczkę o początkach jego przygody w prowadzeniu zawodów, jego autorskim podcaście „Mówi się żużel” i o jego ocenę możliwości ebebe PSŻ Poznań w tym sezonie. Na kolejną część wywiadu zapraszamy do programu meczowego, który będziecie mogli nabyć na meczu z drużyną H. Skrzydlewska Orzeł Łódź.

 

 

Dawid Urbaniak: Cześć Jacek. Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że jest mi niezmiernie miło przeprowadzić z Tobą wywiad. Bezsprzecznie mogę stwierdzić, że każdy fan żużla z Poznania, który chodził jeszcze na te stare mecze, wychował się przy twoim prowadzeniu meczów. Opowiedz kibicom, jak się zaczęło Twoje zamiłowanie do speedway’a. Nie chciałeś zostać kiedyś żużlowcem? 

Jacek Dreczka: Jasne, że chciałem. Dlatego od dzieciaka „pykaliśmy” w kapsle i ścigaliśmy się na rowerach. Wycinało się logotypy sponsorów z gazet i przyklejało na rower. Nawet jak chodziłem po górach to udawałem Joe Screena. Ale rodzice nie chcieli zapisać mnie do szkółki żużlowej w Gorzowie. I dobrze zrobili. Chociaż wydaje mi się, że żużlowcem byłbym dobrym (śmiech). Dzisiaj nie żałuję. Widzę żużel od środka i mam na wyciągnięcie ręki moich idoli z dzieciństwa. Do niektórych mam nawet numery telefonów. To dopiero gruba akcja.

 

DU: Około 2009 r. dzieliłeś również spikerkę między Poznaniem, a Rzeszowem. Co Cię skłoniło w tamtym czasie do prowadzenia meczów Żurawi? Jak udało ci się dzielić pracę w tych dwóch miastach? Czy było to trudne? 

JD: Nie, nie, to było inaczej. Po tym jak Krzysztof Hołyński miał wylew szukali kogoś na zastępstwo w Gorzowie. I w sezonie 2007 prowadziłem zawody i w Poznaniu i w Gorzowie. Pamiętam, że terminarz mi się tam wtedy fajnie poukładał i nic nie kolidowało. Tak na dwa fronty leciałem do 2010 roku. A, że wtedy wiceprezes PSŻ-u Darek Górzny poślubił rzeszowiankę Dianę Guz to pojechaliśmy na wesele i tak jakoś się ułożyło, że w sobotę było wesele pod Rzeszowem a w niedzielę wieczorem mecz Stali Rzeszów z PSŻ-em Poznań. Pamiętam, że balowaliśmy w niedzielę do rana i spałem chyba do 16. Na stadion mnie później zawieźli, zjadłem talerz pomidorówki i poszedłem na murawę prowadzić żużel. Tamte zawody ciągnęły się w nieskończoność. Tor się rozrywał a ja opowiadałem jakieś historie z mchu i paproci. Później się dowiedziałem, że jacyś zasłużeni działacze z Rzeszowa którzy mnie nie znali zaczęli działać żeby mnie z tej murawy „zdjąć” ale nie dali rady (śmiech). Ostatecznie Rzeszów tamte zawody wygrał i w tamtym sezonie awansował do Ekstraligi a mój występ tak się spodobał pani prezes Marcie Półtorak, że od sezonu 2011 zaproponowała mi współpracę. No i jeździłem do tego Rzeszowa z Gorzowa przez całą Polskę co dwa tygodnie. Na szczęście stać mnie było na kuszetki, chociaż w Rzeszowie płacili tyle, że ledwo na podróż starczało. Ale przecież liczyła się zabawa. Wtedy to był mój jedyny klub bo moje drogi ze Stalą Gorzów się rozeszły, a PSŻ Poznań niestety się rozsypał.

 

DU: W swoich podcastach „Mówi się żużel” wspominasz co jakiś czas o „starych dobrych czasach w poznańskim klubie”. W pamięci utknęły mi twoje wspomnienia takie jak siedzenie w klubie do piątej rano, czy też wyjście z osobami z klubu do strefy kibica na placu Wolności. Jak przeżyłeś ten czas w poznańskim klubie i czy masz jeszcze jakieś ciekawe historie do opowiedzenia? 

JD: Nie no Dawid, nie da rady. Dobrych historii z tamtych czasów mam tyle, że to byłby najgrubszy program zawodów w historii tej dyscypliny. Mógłbym opowiadać godzinami. Tak w skrócie. Wtedy po meczach nikomu się nie spieszyło. Czy się wygrywało czy przegrywało, wszyscy szli po zawodach spotkać się z kibicami. Piło się piwo, jadło kiełbasę albo szaszłyka na bony z pieczątką. Był klimat. Chociaż nie wszyscy się lubili. Cośmy wtedy zabalowali to nasze. Nie było pieniędzy ale była przyjaźń. To opowieści na wielogodzinny podcast. Co najmniej.

 

DU: Poznański klub w swojej historii przeżył kilka pamiętnych sukcesów jak awans w barażach do I ligi, zdobycie przez Adama Skórnickiego tytułu Indywidualnego Mistrza Polski czy też zdobycie brązowego medalu w MPPK. Czy jakiś sukces „Skorpionów” z tej starej generacji zapadł ci najbardziej w pamięci? 

JD: Finał IMP-u zdecydowanie. Mimo, że oglądaliśmy go na ekranach na Placu Wolności to emocje były niezapomniane. Adam Skórnicki wygrał wtedy w Lesznie. Rozmawialiśmy o tym w moim podcaście „Mówi się żużel” na platformie Spotify. Nie wiedzieliśmy jak przywitać Sqórę po tamtym zwycięstwie. Była noc, na drugi dzień mecz w Poznaniu. Więc zadzwoniliśmy na… policję. Pomogli przywitać go jak króla. Czekali na niego przy wlocie do Poznania od strony Leszna w niedzielę przed meczem. Problem w tym, że ekipa Sqóry zamiast się zatrzymać zaczęła uciekać przed nimi po mieście. Dzisiaj to jest zabawne ale wtedy nie było. Na szczęście w końcu się zatrzymali i dojechali na stadion w eskorcie policji.

 

 

DU: W 2011 po raz ostatni stary PSŻ Poznań wystartował w lidze i nad czym ubolewam, po sezonie upadł. Czy spodziewałeś się takiego obrotu spraw? Jak myślisz, co wpłynęło wtedy na upadek żużla?

JD: A co mogło wpłynąć? Nie ma sianka nie ma granka. Kogoś z dużą kasą brakowało. Tomka Wójtowicza już nie było, Darek Górzny który po śmierci Tomka próbował to ratować „utopił” dużo pieniędzy a chętnych na horyzoncie nie było. Uważam, że to wtedy tak musiało się stać. Gdyby pojawił się jakiś „magik” i zaczął obiecywać gruszki na wierzbie to tylko krzywdę by zrobił zawodnikom i całemu poznańskiemu żużlowi. A tak, kilka lat przerwy i bez afer można było spokojnie wracać.

 

DU: W 2015 miałeś poprowadzić pierwsze zawody po reaktywacji poznańskiego żużla. Opowiedz proszę o swojej pierwszej reakcji po usłyszeniu wiadomości, że żużel wraca do Poznania. Czy od razu przyjąłeś propozycję poprowadzenia tych zawodów? 

JD: To nie było tak, że byłem zaskoczony. Bo cały czas byłem w obiegu i śledziłem co się dzieje. Wiedziałem, że w Poznaniu dwa razy udało się sięgnąć po pieniądze w ramach budżetu obywatelskiego na remont stadionu. Wiedziałem, że kroi się powrót żużla. Fajnie, że do mnie zadzwonili bo z przyjemnością przyjechałem poprowadzić zawody.

 

DU: A skąd pomysł na swój autorski podcast „Mówi się żużel” ? Bo z tego co się orientuje jeszcze nikt nie wpadł na taki ciekawy format o tematyce żużlowej.

JD: Nie no podcasty żużlowe były już dawno. To bardziej kwestia stylu i jakości tych rozmów. A to już moje autorskie. Szczerze mówiąc robię to dla siebie. Robię sobie przyjemność i to nagrywam w profesjonalnym studiu. Jestem dziennikarzem. Na co dzień pracuję w telewizji i w radiu w Gorzowie. Co ciekawe tam w ogóle nie zajmuję się żużlem. No i zimą po prostu brakowało mi czegoś fajnego o żużlu do posłuchania w samochodzie. W wysokiej, radiowej jakości. Więc zacząłem nagrywać rozmowy z żużlowcami. Bo kto lepiej zna się na żużlu niż żużlowcy? Te podcasty to taki Netflix tylko w wersji audio. Siedzimy i gadamy sobie półtorej godziny. Jestem z tego projektu bardzo zadowolony i dziękuję Michałowi Urbaniakowi, że zawsze udostępnia te moje rozmowy na klubowych mediach PSŻ-u. Dzięki temu więcej ludzi słucha jak „Mówi się żużel”.

 

DU: Śledzisz może poczynania nowego PSŻ Poznań? Jeśli tak to jak myślisz, co może w tym roku osiągnąć poznański klub?

JD: No jasne, że śledzę. Bardzo chętnie będę na wszystkich meczach ligowych jeśli tylko czas mi pozwoli. Na co będzie stać? Na fajną atmosferę, to na pewno. Myślę, że jak uda się ogarnąć dwie rzeczy to będzie sukces. Zainteresować kibiców i utrzymać zespół w pierwszej lidze. Wtedy będzie super. Prezes i zarząd są bardzo w porządku, sponsorzy konkretni, trenera lubię no i kibice. Wielu jest takich których pamiętam jak jeszcze miałem żel na włosach a to było dawno (śmiech). Myślę, że jak wszystkim będzie się chciało to czeka nas na Golaju bardzo udany sezon i dużo fajnych chwil.

 

Foto: Sandra Rejzner

 

Autor: Dawid Urbaniak