
Dawid Urbaniak: Witam panie Andrzeju, miło mi jest pana poznać. Niech pan opowie jak zaczęła się smykałka do speedwaya?
Andrzej Grajewski: Miałem 6 albo 7 lat, tata mnie zabrał na stadion Tramwajarza w Łodzi. Gdzie jeździł Włodzimierz Szwendrowski, tam rozpoczęła się moja przygoda z żużlem i kocham go do dzisiaj.
DU: A jak się zaczęła pana przygoda z marketingiem sportowym?
AG: Zacząłem wszystko w Niemczech gdzie pracowałem w marketingu dla Mullermilch. Zrobiłem kontrakt z DVB, byłem na różnych polach, gdzie mogliśmy naszą firmę przedstawić publiczności. Wtedy marketing sportowy był najtańszy i dlatego byliśmy tam bardzo aktywni. To mi dało takie wejście do tego, żeby zaistnieć w świecie sportowym.
DU: W przeszłości był pan założycielem J.A.G Speedway Łódź, która reaktywowała łódzki żużel po 15 latach przerwy. A nawet sprowadził pan Sama Ermolenkę, był to sensacyjny transfer w tamtych latach. Jak udało się Panu wskrzesić żużel w Łodzi? Jak nakłonił pan Ermolenkę do przejścia do łódzkiego klubu, czy było to trudne?
AG: Reaktywowałem i dałem na to pieniądze, sprowadziłem Sama Ermolenkę którego skusiłem dużymi pieniędzmi. Byłem obywatelem Niemiec i mieszkałem w Hannoverze, szybko się porozumiałem z Samem. On przesyłał mi swoje faktury i przelewałem pieniądze w niemieckich markach.
DU: Jak pan wspomina zarządzanie klubem w Łodzi na tamte czasy? Ma pan może jakąś ciekawą historię do opowiedzenia z tych czterech lat działalności?
AG: Przewinęło mi się trochę tych zawodników jak Hućko, Owiżyc, Tronina czy Mitura. Poproszono mnie o zorganizowanie turnieju dobroczynnego dla 4-letniego Dawidka, który nie widział od urodzenia i miał wyjątkowo drogą operację na oczy. Ja zawsze byłem człowiekiem ambitnym i przyjechali wszyscy do mnie począwszy od Sama czy kończąc na Gollobie czy Rickardssonie. Obiecałem wtedy Cezaremu Owiżycowi, że przywiozę specjalny silnik od niemieckiego tunera Hansa Zierka. Tak zrobiłem i przywiozłem mu to. Tomek Gollob przyszedł do mnie po biegu, gdzie jechał Czarek na tym silniku i powiedział: „Panie Andrzeju my wystartowaliśmy, ktoś jedzie przed nami. Ja się patrzę na Tonego i on na mnie, nie wiedzieliśmy co się dzieje. Nie mogliśmy go dogonić”. Po trzecim okrążeniu łańcuch mu pękł i silnik się przekręcił. Prawdopodobnie nie miał pieniędzy i nie wiem czy bał mi się powiedzieć, że potrzebuje na nowy łańcuch.
DU: W podcaście „Mówi się żuzel” autorstwa Jacka Dreczki, pana były zawodnik – Marek Hućko wspomniał, że jest pan konkretnym facetem.
AG: Starałem się wypełniać moje słowa. Bardzo wiele nauczyłem się od ojca Tomka – Władka Golloba. Dużo pokazał mi arkanów i dlatego byłem co raz mądrzejszy, już tak nie można było mnie wyprowadzić w pole. Nauka kosztuje, a zwłaszcza w tym sporcie. Miałem bardzo dobre kontakty z Hansem Zierkiem i przywoziłem te silniki również do Polski. Na rynku polskim niektóre jego rozwiązania były czymś nowym dla zawodników.
DU: W żużlu również Pana nie brakowało. Był pan sponsorem takich gwiazd jak Tomasz Gollob, Krzysztof Cegielski, ale to nie wszystko, był Pan także właścicielem J.A.G Speedway Łódź, honorowym prezesem Startu Gniezno i sponsorem PSŻ Poznań. Który rozdział w speedwayu wspomina pan najmilej w swojej historii i dlaczego?
AG: Powiem panu, że również byłem sponsorem Tomka Bajerskiego. Był moment, że nie przegrywał biegów. Dostał ode mnie dwa najnowsze płaskie gaźniki, które mu przywiozłem specjalnie z Niemiec. To było całkiem inne i nikt tego nie miał w Polsce. Dostał to Tomek Gollob i Bajerski, a jak dokręcili to te obroty od razu chodziły. Tomek był jednym z czołowych zawodników i nikt nie wiedział dlaczego, a ja akurat wiedziałem. Byłem nawet właścicielem Startu Gniezno i była taka sytuacja, że komornicy przyjechali zabrać bramę wjazdową na tor. Poprzedni prezes narobił długów i nie popłacił zawodników, a potem my musieliśmy ponieść wszystkie konsekwencje z moim kolegą świętej pamięci – Leszkiem. Sprowadziłem Krzyśka Cegielskiego, którego uważałem za talent czystej wody i w tym mnie upewnił Tomasz Gollob. Speedway to jest rozdział w moim życiu, który będę miło wspominał. Ta dyscyplina sportu jest ze mną od najmłodszych moich lat, jak mnie tato zabierał na stadio to wtedy jeździli Włodzimirowski, Wołowski, Pakulski. Pamiętam wszystkie wielkie rzeczy oraz perypetie sprzętowe Tomka Golloba i czuliśmy, że Hans Nielsen czy Tony Rickardsson są dalej ze sprzętem i nie są dużo lepszymi zawodnikami.
DU: Czy pomyślał pan kiedyś, że Tomek Gollob w 1999 zdobyłby mistrzostwo świata gdyby nie ten wypadek w Wrocławiu podczas finału Złotego Kasku?
AG: Ja mu odradzałem tamten wyjazd do Wrocławia. Mówiłem mu: „Tomek, ty masz taką szansę być mistrzem świata. Daj sobie spokój tam kurczę pieczone z Rusko i wszystkimi ciągotkami”. Chciał zarobić. Ja to absolutnie rozumiałem, ale są momenty gdzie trzeba zaciągnąć hamulce jak jest coś ważniejszego. On był pewny, że tam nic się nie stanie. Był bieg z Protasiewiczem i zamiast na torze to znalazł się za bandą. To był dramat niesamowity było po wszystkim, ale to już jest historia. Gdyby nie ten wypadek to już w 99 roku byłby drugi polski mistrz świata. Na temat żużla mógłbym książkę napisać, i mógłbym panu jeszcze wiele rzeczy opowiedzieć i by nikt nie uwierzył. Rzeczywiście tak było, ale to wszystko zabiorę do trumny (śmiech)
DU: Brał Pan czynny udział w wydarzeniach związanych z piłką nożną, boksem, żużlem oraz wyścigami sportowymi. Z którą z wymienionych dyscyplin jest Pan najbardziej związany, która zajmuje szczególne miejsce w pańskich upodobaniach?
AG: W boksie zawodowym zorganizowałem ponad 30 walk o mistrzostwo świata w wadze półciężkiej. Wszystkie walki jakie były w Niemczech to moja zasługa i byłem mistrzem ceremonii. W gruncie rzeczy w tamtych czasach znałem wszystkich i wszyscy mnie znali, taka była prawda. Przede wszystkim wyścigi samochodowe DTM. W F1 akurat mi się nie udało, ale miałem zawodnika który mógł iść do Formuły 1 i nie klapnęło. DTM był akurat mocną częścią składową mojej pracy jako managera sportowego. W piłce nożnej byłem właścicielem Widzewa. To wszystko mignęło jak mrugnięcie oka, teraz o tym możemy sobie wspominać i pomyśleć sobie co mógłbym zrobić lepiej a co gorzej. Cieszę się, że mogłem to przeżyć i pracować z takimi trenerami piłkarskimi jak: Łobanowski, Beckenbauer, Vogts czy Franek Smuda. Miałem sukcesy w boksie, piłce nożnej czy w wyścigach samochodowych. W Polsce nie było drugiego takiego człowieka, który miał możność spojrzeć od strony kuchni na to wszystko. Za pracę managera sportowego jestem wdzięczny panu Bogu, że pozwolił mi tyle osiągnąć. Mogłem obejrzeć również treningi na które nie mógł nikt wejść i ja mogłem, a dzisiaj zamknięte to na cztery spusty. Wykorzystywałem to by się uczyć i poznawać mentalność trenerów. To mi też dużo dało w moich spostrzeżeniach i postępowaniu w moim życiu.
Na następną część wywiadu, który będzie zawierał głównie wątki poznańskie zapraszamy serdecznie do programu Speed, który będzie można zakupić podczas meczu ebebe PSŻ Poznań – Zdunek Wybrzeże Gdańsk. Dowiecie się w nim między innymi od kogo Andrzej Grajewski sprowadzał silniki dla „Skorpionów” i dzięki komu wszedł do poznańskiego środowiska żużlowego.
Foto: Robert Borowy, Dawid Urbaniak
Autor: Dawid Urbaniak