Rafał Trojanowski: „Uwielbiałem przyjeżdżać na Golęcin mimo kilometrów”

Zawodnik, który przybył z dalekiego Podkarpacia do stolicy Wielkopolski stał się ulubieńcem trybun przy ulicy Warmińskiej 1 oraz zasłynął z bardzo nietypowej sylwetki na motocyklu. Popularny „Trojan” spędził ze „Skorpionem” na piersi cztery ligowe sezony w których stał się pewnym liderem drużyny i święcił z nią sukcesy jak chociażby awans do rundy play-off o awans do Ekstraligi. Jak sam uważa był to jego najlepszy okres w karierze i jak z pełnym przekonaniem twierdzi pracował on wtedy z jednym z najlepszych prezesów jakich spotkał na drodze swojej kariery czyli nieodżałowanego śp. Tomasza Wójtowicza.

 

 

Dzisiaj Rafał Trojanowski zajmuje się zarządzaniem teamu Wiktora Lamparta – zawodnika Apatora Toruń i przy okazji zawodów o Puchar Fundacji PZM mieliśmy okazję powspominać z Rafałem jego jazdę w naszym klubie oraz przede wszystkim atmosferę, która wyróżniała się na trybunach czy też wewnątrz klubu.

 

Dawid Urbaniak (Klubowa Grupa Medialna PSŻ Poznań): Panie Rafale, mały powrót na Golęcin tym razem w roli managera przy teamie Wiktora Lamparta. Na początku pytanie czy woli pan majstrować przy sprzęcie czy pojeździć kilka kółek po Golęcinie?

Rafał Trojanowski (były zawodnik PSŻ Poznań): Odkąd skończyłem jazdę na żużlu nie siadam na żadne motocykle, teraz skupiam się wyłącznie na kierowaniu teamem. Aczkolwiek lata spędzone na Golęcinie były jednymi z najlepiej wspominanych przeze mnie.

 

Był rok 2007, przyszedłeś w połowie sezonu na wypożyczenie z Marmy Rzeszów i wykręciłeś średnią 1,6. Jak to się stało, że trafiłeś z stolicy Podkarpacia do stolicy Wielkopolski?

Z moją wcześniejszą drużyną KKŻ Krosno spadliśmy do drugiej ligi, niestety Krosno miało duże problemy z płatnościami. Z tego co pamiętam musiałem zrezygnować z ponad 50 tyś złotych, żeby klub mógł nadal istnieć .Podpisałem umowę w Rzeszowie, ale z opcja wypożyczenia. Niestety po sezonie w Krośnie moja sytuacja finansowa i sprzętowa była kiepska, w sumie posiadałem dwa motocykle z czego tylko jeden nadawał się do jazdy. Pewnego dnia zadzwoniłem do Mirka Kowalika czy nie potrzebują zawodnika, on po rozmowie z prezesem zaproponował mi przyjazd na trening do Poznania żebym sprawdził się z jego zawodnikami. Test wypadł pomyślnie i tak zostałem zawodnikiem PSŻ Poznań. Pamiętam, że prezes obiecał mi szybką wypłatę po zawodach żebym mógł zamówić nowy silnik.

 

Zostałeś w następnym sezonie 2008 i byłeś jednym z liderów. To był twój najlepszy sezon podczas startów ze „Skorpionem” na piersi czy nawet dla naszego klubu bo walczyliście wtedy w play-offach. Awansowałeś również do finału Złotego Kasku we Wrocławiu przy rezygnacji sporej części żużlowców. Jak wspominasz tamten sezon i czy spodziewaliście się awansu do pierwszej czwórki?

Kupiłem wtedy pierwszy raz silnik od tunera z zagranicy, to był najlepszy sprzęt jaki kiedykolwiek miałem. To był wspaniały sezon dla nas, super ekipa zarówno zawodników jak i działaczy. Niesamowita atmosfera na trybunach, przyjaźni ludzie, to był jeden z najlepszych sezonów dla mnie. Uwielbiałem przyjeżdżać na Golęcin mimo tylu kilometrów.

 

 

Potem w sezonie 2009 zostałeś kapitanem PSŻ-etu po odejściu „Skóry” do Gdańska i po tym sezonie odszedł również w bardzo młodym wieku Tomek Wójtowicz. Jak wspominasz byłego prezesa PSŻ Poznań i jakim według Ciebie był prezesem?

Tomasz to chyba najsympatyczniejszy prezes z jakim miałem przyjemność pracować, to on i Darek Górzny tworzyli tą rodzinną atmosferę w Poznaniu. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek powiedział coś złego po przegranym meczu na zawodnika, zawsze spotykaliśmy się po zawodach i rozmawialiśmy co można zrobić żeby było lepiej.

 

W obliczu długów i problemów finansowych oraz organizacyjnych w 2010 roku nie wystartowałeś w końcówce sezonu a klub zalegał ci pieniądze. Na następny sezon zdecydowałeś się już odejść z klubu na rzecz łódzkiego Orła. Czy spodziewałeś się takiego obrotu po wejściu nowego zarządu?

Po śmierci Tomasza wszystko się rozpadło, nie radziliśmy sobie ani jako drużyna ani jako klub.

 

Na stadionie przy Golęcinie panowała wspaniała atmosfera na trybunach. Jak wspomniał mi ostatnio spiker Jacek Dreczka, że wszyscy po meczu szli spotkać się z kibicami. Nawet pamiętam takie czasy, że kibice mogli wam wejść na trening do parku maszyn i mogli z wami pogadać podczas niego czy nawet zdarzało się, że wam też pomagali. Jak pan wspomina atmosferę w tamtych latach na trybunach i nawet w środku klubu?

Właśnie dlatego uwielbiałem tam przyjeżdżać, kibice, zarząd czy miejsce gdzie znajduje się stadion – w Lasku Golęcińskim. Na stadionie był hotel, a z jego balkonów widok na stadion. Po śniadaniu schodziliśmy na dół do parkingu a tam mnóstwo ludzi z którymi można było o wszystkim porozmawiać. Nigdzie indziej nie było takiej atmosfery.

 

Czy ma pan coś do przekazania obecnemu zarządowi i kibicom poznańskich ”Skorpionów”?

Życzę aby udało się im skopiować wyniki, a co najważniejsze atmosferę panującą w tamtych latach. Pozdrawiam wszystkich kibiców „Skorpionów”.

 

 

Foto: Żużel w Poznaniu

 

Rozmawiał: Dawid Urbaniak