Sezon 2007 był pierwszym, w którym nasza drużyna brała udział w rozgrywkach na zapleczu Ekstraligi. „Skorpiony” w fazie zasadniczej wygrały 7 spotkań, ale jedno z nich utkwiło w pamięci wielu kibicom.
Zarówno PSŻ-Milion Team Poznań, jak i GKŻ Lotos Gdańsk były w sezonie 2007 1. ligowymi beniaminkami. Gdańszczanie wygrali ligę, a nas czekały baraże, które zapewniliśmy sobie w ostatniej kolejce, gdy zdołaliśmy za 3 punkty pokonać Kolejarza Opole, choć wystarczył do tego sam bonus, ponieważ mieliśmy lepszy bilans w bezpośrednim pojedynku od Łotyszy z Daugavpils. „Skorpiony” w ostatnim etapie walki o awans trafiły na KSŻ Krosno. Dwumecz z drużyną z Podkarpacia poszedł nam stosunkowo gładko, ponieważ na Golęcinie zwyciężyliśmy 57:32, a z kolei KSŻ co prawda wygrało u siebie, ale nie zdołali odrobić pełni strat, ponieważ spotkanie przy ul. Legionów zakończyło się wynikiem 50:39. Tu trzeba powiedzieć, że w naszych szeregach liderzy się zmieniali. W Poznaniu PSŻ do wygranej poprowadził Adam Skórnicki, który wywalczył płatny komplet punktów (14+1). Z kolei w Krośnie wynik zabezpieczał Łukasz Linette, który zdobył 10 punktów.
Pierwsze spotkanie beniaminków w 1. lidze miało odbyć się w Poznaniu. Mecz 4. kolejki zaplanowano na 29 kwietnia. Kibice obu drużyn wiedzieli, że można spodziewać się wyrównanego spotkania, choć GKŻ zdaniem wielu już na dzień dobry miał bić się o awans do Ekstraligi. Potwierdził to pierwszy mecz sezonu, w którym różnicą 14 punktów ograli u siebie Stal Gorzów. PSŻ, które miało spokojnie się utrzymać w ramach planu długofalowego również spisało się świetnie. Nasi zawodnicy wygrali mecz z RKM Rybnikiem 48:40. Klub ze Śląska również miał aspiracje na to, aby powrócić na najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce po spadku, który miał miejsce wcześniej.
Wracając jeszcze na moment do sezonu 2006. Obydwa spotkania – zarówno w Gdańsku, jak i Poznaniu należały do tych z gatunku bardzo emocjonujących. W mieście, które jest tożsamą z kolebką „Solildarności”, padł wynik 47:42 dla miejscowych. W rewanżu z kolei mecz zakończył się remisem 45:45, co było niejako porażką dla nas, ponieważ mieliśmy apetyt na to, aby wywalczyć komplet 3 punktów. Stąd już w 1. lidze było jasne, że zrobimy wszystko, aby wygrać domowe spotkanie.
No to jedziemy!
W piątek poprzedzający spotkanie odbył się ostatni trening przed startem meczu. Dzień później spadł solidny opad deszczu, co utrudniło przygotowanie toru. Sztab szkoleniowy naszej drużyny robił wszystko co mógł, aby doprowadzić nawierzchnię do ładu i składu. W miarę to się udało i mecz mógł wystartować normalnie.
W 2007 roku bieg młodzieżowym rozgrywano na otwarcie spotkania. W nim nasi juniorzy – Maciej Piaszczyński i Daniel Pytel pewnie pokonali duet gości, którzy do boju wystawili Andrieja Karpowa i Krystiana Barańskiego. W kolejnej gonitwie padł remis, a w następnej gdańszczanie doprowadzili do remisu. Na koniec 1. serii startów goście wyszli na dwupunktowe prowadzenie. Ponadto lider przyjezdnych – Tomasz Chrzanowski ustanowił ówczesny rekord toru., który wyniósł 67 sekund i 33 setne „Chrzanek” odebrał go Andrzejowi Huszczy.
Po naradzie, w której Mirosław Kowalik zachęcił naszych zawodników, aby nie bali się ryzykować, „Skorpiony” odzyskały prowadzenie za sprawą Kłopota i Trojanowskiego, którzy bezpiecznie dowieźli 5:1 do mety, gdyż Andy Smith (legenda GP Challenge) nie miał z nimi szans, a Bjarne Pedersen zdefektował zaraz po starcie. W dwóch kolejnych biegach padł remis, a „Skóra” zapisał przy swoim nazwisku pierwszą i jak się później okazało jedyną trójkę w tamtym meczu.
Po dwóch seriach startów na tablicy wyników widniał wynik 22:20. Na początku trzeciej, w ósmym biegu duet Pedersen-Smith rozdzielił naszą parę, którą stanowili Skónicki i Anders Andersen i po raz kolejny kibice zgromadzeni na „Golaju” byli świadkami remisu. Ku uciesze gospodarzy Norbert Kościuch i Rafał Trojanowski zapewnili naszej drużynie czwarte podwójne zwycięstwo. To była cisza przed burzą…
Gigantyczna kontrowersja
W 10. biegu dnia pod taśmą stanęli: Rafał Trojanowski (jechał bieg po biegu, gdyż Andrzej Huszcza był zmieniany w ramach zastępstwa zawodnika), Grzegorz Kłopot, Andriej Karpow i Tomasz Chrzanowski. Ukrainiec, którego w ostatnich latach możemy kojarzyć z m.in. występów w SEC dotknął taśmy, gdyż sędzia bardzo długo przytrzymał zawodników. Zgodnie z regulaminem klub z Gdańska mógł w jego miejsce dać w takich okolicznościach Damiana Sperza. Ten jednak nie zdołał zaprezentować się przed poznańską publicznością, ponieważ nie zdążył na start, zresztą podobnie jak… Chrzanowski! Sztab szkoleniowy gdańszczan protestował, ponieważ ich zdaniem, „Chrzanek” w momencie podjazdu pod taśmę, zegar odliczający sekundy do startu, jeszcze się palił. Sam zawodnik tak odniósł się do tej sytuacji:
– W biegu 10. sędzia trzymał taśmę. Tak długo, że obawiałem się, że mi się silnik rozleci. Nie wiem dlaczego, bo nie startowałem spod bandy i widziałem, co się działo po mojej lewej stronie. W powtórce zostały puszczone 2 minuty, nie wiem w którym momencie, ale wiem, że jak podjechałem do taśmy to miałem jeszcze 4 sekundy i w dodatku koledzy z Poznania również nie byli przygotowani. To był incydent, który nie powinien w przyszłości się wydarzyć – mówił zawodnik po zawodach w wywiadzie z ówczesną grupą medialną.
Ś.P trener GKŻ Lotosu Gdańsk Romuald Łoś wprost powiedział, że coś jest nie tak.
– Decyzji sędziego nie powinienem komentować, ale uważam, że Chrzanowski miał jeszcze kilka sekund i został wykluczony niesłusznie. Nie rozumiem tej decyzji sędziego – dodał szkoleniowiec.
Nasza drużyna wykorzystała te zamieszanie i dowiozła triumf 5:0 do mety. Trojanowski dojechał do mety przed Kłopotem. Na tym etapie spotkania „Skorpiony” miały 9 punktów przewagi (34:25) nad gdańszczanami.
Ostra końcówka
W 11. biegu przyjezdni zdołali odrobić 4 punkty straty. Pietrzyk i Jabłoński, którzy tamtego dnia obok Chrzanowskiego ciągnęli zespół z Gdańska, zdołali pokonać Piaszczyńskiego i Kościucha. W dwóch kolejnych biegach kibice zgromadzeni na stadionie przy ul. Warmińskiej ujrzeli 2 remisy, co oznaczało, że do biegów nominowanych nasza drużyna przystępowała z zapasem 2 punktów.
W 14. gonitwie dnia pod taśmą stanęli Norbert Kościuch, Grzegorz Kłopot, Tomasz Chrzanowski i Krzysztof Jabłoński. Remis zapewniał wygraną naszej drużyny. Ku ogromnej radości kibiców najlepiej spod taśmy wystrzelił „Norbi”. Niestety na drugim łuku upadł on, a po nim przejechał Grzegorz Kłopot.
– Całe wydarzenie wyglądało dramatycznie. Kościucha pociągnęło na drugim łuku, upadł, a Grzegorz nie miał jak go ominąć. Kłopot chwilę później solidnie „przydzwonił”, z mojej perspektywy wyglądało to wręcz, jakby przeleciał przez kierownicę – zrelacjonował nam to zdarzenie Pan Krystian, który tamtego dnia był na meczu.
Sam zainteresowany tak wspomniał ten upadek.
– Spodziewałem się zupełnie innego toru i chyba niezbyt dobrze dobrałem silnik. Wyrywało mnie strasznie, podobnie jak w tym feralnym biegu. Chciałem przypilnować Chrzanowskiego, wybiło mnie trochę z rytmu, wpadłem w jedną dziurę, drugą i zrobiła się sytuacja nie do opanowania. Wydaje mi się też, że za długo siedziałem na motocyklu, mogłem go szybciej puścić. Całe szczęście, że tylko tak się skończyło – mówił Kościuch, który skarżył się na obity kręgosłup i silnie bolącą prawą łopatkę.
Kościucha wykluczono z powtórki biegu, a Kłopot nie był zdolny do dalszej jazdy. Stąd swoją szansę na kolejny wyjazd otrzymał Maciej Piaszczyński. Młodzieżowiec jednak nie miał żadnych szans na to, aby poradzić sobie z seniorami GKŻ-tu. Tym samym przed ostatnim biegiem dnia wszystko mogło się wydarzyć, ponieważ „Skorpiony” miały na koncie 42 punkty, a przyjezdni 41.
Na szczęście dla nas para Trojanowski-Skórnicki opanowała nerwówkę i zapewniła triumf w całym meczu, jednocześnie przywożąc piąty podwójny triumf w całym spotkaniu. Finalnie całe spotkanie zakończyło się wynikiem 47:42.
Wypowiedzi po meczu
Po spotkaniu wałkowano głównie 2 tematy – kontrowersyjną decyzję sędziego z 10. biegu, a także stan toru.
– Poznań był lepszy i tyle. Zdecydował 10. bieg… Tor po prostu piękny, uważam, że powinny odbywać się tu mistrzostwa świata! Tutaj nie powinno rozgrywać się żadnych meczów, ponieważ prędzej czy później skończy się to jakąś groźną kontuzją. Jestem rozgoryczony tą porażką, bo powinniśmy tu wygrać – mówił po zawodach wspomniany Romuald Łoś.
Gdańszczan w pewnym stopniu rozumiał nasz trener.
– Pewnie na miejscu gdańszczan również bym protestował. Tor w piątek na treningu był w porządku, ale wczoraj spadł deszcz i nic nie mogliśmy zrobić. Mecz był niezwykle nerwowy. Nie potrafię przypomnieć sobie innego tak nerwowego spotkania, w którym uczestniczyłem i to nawet jako zawodnik. Na szczęście udało nam się go rozstrzygnąć na naszą korzyść. Rafał Trojanowski zrobił to, czego od niego oczekiwaliśmy, pokazał wielką klasę, to samo Skóra. Norbert Kościuch pojechał dziś słabiej, ale musimy pamiętać, że to wciąż jest młody zawodnik, którego my forsujemy na lidera. On jest bardzo ambitny i czasami przez to popełnia zbyt dużo błędów – mówił Mirosław Kowalik.
Niedosyt czuł Adam Skórnicki.
– Ostatni bieg był bardzo dobry, ale po drodze do niego się trochę wykoleiłem. To wciąż nie jest to, czego oczekuję. Nie jestem na fali, ale liczę, że już niedługo poniesie. Dziś cieszę się ze zwycięstwa drużyny. Tor był trudny, współczuję chłopakom z Gdańska, bo jak się na nim nie jedzie na co dzień, to mogą być kłopoty. My też takim torem byliśmy zaskoczeni, bo w piątek był bardzo dobry, ale zniszczyły go wczorajsze opady.
Na koniec zostawiłem moim zdaniem dwie najmocniejsze wypowiedzi ze strony Gdańska. Pierwszą z nich podzielił się Artur Pietrzyk.
– Tor był trudny, gospodarze zrobili na torze korridę, z którą sami sobie nie radzili. Wybijało ich z rytmu, a całość zwieńczył ten upadek w 14. biegu. Nie tędy droga. Na pewno żużel był widowiskowy w kontekście wyników, ale dla nas, zawodników to była duża przesada.
W język nie gryzł się Krzysztof Jabłoński, który wywalczył 7 punktów z 4 bonusami.
– Mogę pogratulować drużynie poznańskiej, bo wygrali po walce. Ale poza tematem, zapytam. Co to miało wspólnego z żużlem? To była profanacja i antyreklama dyscypliny. Drugi rok z rzędu, jest tu paskudny tor. Sędzia nie stanął na wysokości zadania. Nie uwzględnił naszych próśb, aby równać tor co 2 biegi. Nie miało znaczenia czy my będziemy zdobywać więcej punktów czy mnie samemu, chodziło o bezpieczeństwo. W 14. biegu o mało nie doszło do tragedii, niewiele brakowało abym uderzył w głowę Kościucha. Kłopot na niego wpadł. Czy to miało cokolwiek wspólnego z żużlem? – grzmiał.
Po meczu trwała ostra wymiana zdań, a wydarzenia z tego meczu na lata ochłodziły relacje pomiędzy kibicami z Poznania a Gdańska. Finalnie jednak z czasem obie grupy doszły do porozumienia.
Wyniki:
GKŻ Lotos Gdańsk – 42:
- Bjarne Peedersen 9 (3,d,3,3,d)
- Andy Smith (0,1,1,w)
- Krzysztof Jabłoński 7+4 (2*,1*,0,2*,2*)
- Artur Pietrzyk 10 (3,2,1,3,1)
- Tomasz Chrzanowski 12 (3,3,w,3,3)
- Krystian Barański 1 (1,-,-,0)
- Andriej Karpow (0,1,0,t)
- Damian Sperz w/2
PSŻ Milion Team Poznań – 47
9. Norbert Kościuch 7+1 (2,1*,3,d,1,w)
10. Andrzej Huszcza – ZZ
11. Grzegorz Kłopot 8+1 (0,3,2,2,1*)
12. Rafał Trojanowski 13+2 (1*,2,2*,3,2,3)
13. Adam Skórnicki 12+1 (1*,2,3,2,2,2*)
14. Daniel Pytel 2+1 (2*,0,-,-)
15. Maciej Piaszczyński 5 (3,0,1,1)
16. Anders Andersen (0)
Foto: Sandra Rejzner, Żużel w Poznaniu
Autor: Kuba Mikołajczak